10 gru 2017

Opieka medyczna okiem matki - kolki, terror szczepionkowy, antybiotyki

Witam cieplutko,




O opiece medycznej i polskiej służbie zdrowia można pisać wiele. Dziś przychodzę do Was z kilkoma przemyśleniami, jak zmieniło się moje postrzeganie opieki medycznej kiedy zostałam mamą.

Kolki i problemy brzuszkowe

Pierwsze zderzenie ze służbą zdrowia mieliśmy, gdy Mały zaczął mieć problemy z brzuszkiem i wybraliśmy się do lekarza po pomoc. Jest to dość zadziwiające dla osób bezdzietnych, że aż tyle dzieci ma podobne problemy i nie ma tak naprawdę na to skutecznego środka. Lekarze traktują to jako standard.
Zmęczeni, zdesperowani rodzice przychodzą z nadzieją w oczach do lekarza, opowiadają, że dziecko płacze kilka godzin, a lekarz na to "To normalne!".
Z lekarstw na kolkę podaje się: krople na trawienie laktozy, espumisan (lub odpowiedniki) i ewentualnie syrop na regulację pracy układu pokarmowego. A prawda jest taka, ze jedyne lekarstwo to czas... Trzeba przeczekać :/ Z leków mogę tylko polecić Bobotic forte.



Terror szczepionkowy

Czyta się o nim, słyszy się o nim, a jak przyszło co do czego to się z nim nie spotkałam. Może ktoś z Was ma inne doświadczenie ale w naszym przypadku sprawa była prosta. Szczepimy na NFZ. Nikt nas specjalnie nie namawiał i nie przekonywał na płatne szczepienia. Możliwe, ze gdybyśmy w ogóle nie chcieli szczepić to sprawa byłaby dużo trudniejsza.


Antybiotyki

Pewnie nie raz słyszeliście, że jak tylko pójdzie się z dzieckiem do lekarza to od razu dają antybiotyk. Jeśli chodzi o nasze doświadczenie, to sytuacja się poprawiła. Lekarze z jakimi my się spotkaliśmy po pierwsze nie chcieli nam od razu wcisnąć antybiotyk, a po drugie, proponując różne leki podawali jakie są tańsze zamienniki. Bardzo mnie to cieszy i mam nadzieje, ze Remuś jeszcze długo nie będzie brał antybiotyku.



***

Mój Instagram KLIK
Moje FOODBOOKi - KLIK
Mój kanał na YouTube - KLIK
wpisy ŚLUBNE - KLIK

Pozdawiam,



8 komentarzy:

  1. Na kolki nie ma rady... Japończycy nazwali to nawet 100 dni płaczu. Naszemu małemu rzadziej doskwieraly już w 3mż, a potem faktycznie jak ręką odjal. Zostały termoforki z pestek wiśni, probiotyki, kropelki, ale tonący brzytwy się chwyta. Kolki częściej dotykają chłopców, a najlepszym lekarstwem jest cierpliwość rodziców niestety.

    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja na kolki stosowałam espumisan. Też ok. 3 miesiąca ustały, ot tak, po prostu. Również nie spotkałam się z wciskaniem antybiotyków, ale teraz już chyba lekarze dzielą choroby na bakteryjne i wirusowe, bo jak sama chodzę do lekarza to też nie dostaję za każdym razem antybiotyku, szok :-) kiedyś nie do pomyślenia. Też szczepię na NFZ i nikt się nie czepia, nie zmusza. Podobne mam doświadczenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Eowino - zdaję sobie sprawę z tego, że Twój synek jest dla Ciebie niezwykle ważną osobą, zwłaszcza, że czytałam Twoje posty na blogu i Instagramie na temat ciąży i wiem, że przeszłaś długą i ciężką drogę, zanim pojawił się na świecie, ale zaglądałam na Twoją stronę na długo przed tym, jak zostałaś matką i bardzo brakuje mi tutaj postów typowo urodowych. Choć sama nie jestem mamą, rozumiem, że w tym momencie kwestie związane z makijażem i kosmetykami zeszły u Ciebie na drugi plan, ale po blogu, w którego nazwie pojawia się słowo "makijaże" i który przez lata poświęcony był niemal wyłącznie tej tematyce, spodziewałabym się jednak trochę więcej treści z tym związanej. Niestety, od dość dawna publikujesz już tylko treści o kwestiach związanych z ciążą, Twoim synem, macierzyństwem, a Twój blog przekształca się powoli w blog stricte "parentingowy". Oczywiście, to Ty decydujesz, co tu zamieszczać, niemniej jednak bardzo lubiłam czytać to, co pisałaś o kosmetykach, często prezentowałaś treści bardzo kreatywne, inne niż u pozostałych blogerek, a teraz po prostu Twój blog zupełnie nie jest dla mnie interesujący. Może jednak zdecydujesz się założyć drugiego bloga dotyczącego Twojego postrzegania macierzyństwa i wrócisz (chociaż raz na jakiś czas) do pisania tu o nieco "lżejszych" tematach? Wierzę, że nadal (sama mam kilka koleżanek, które przestały obserwować Cię na Instagramie i tutaj) jest grono osób, które na to liczy.
    Pozdrawiam Cię serdecznie,
    L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję L za komentarz, zmobilizowałaś mnie aby zacząć znów pisać o czymś innym niż macierzyństwo ;) Myślałam, ze zaglądają tu już głównie mamy lub przyszłe mamy, ale skoro ktoś ma ochotę poczytać lub popatrzeć na coś innego chętnie oderwę się od tych tematów :)

      Blog jest odbiciem tego co głównie zajmuje mój czas, myśli i dotyczy moich pasji. Moje życie stanęło na głowie jak zostałam mamą i tego odbiciem są treści "mamusiowe" na blogu.
      Zawsze byłam i jestem szczera w swoich wpisach i dlatego piszę o tym, co naprawdę mnie interesuje w danym czasie. Mimo to chętnie zmobilizuję się aby rozszerzyć tematykę wpisów.

      Usuń
  4. Według mnie przez terror szczepionkowy i tym samym horror dla dziecka należy rozumieć właśnie szczepienie szczepionkami refundowanymi przez NFZ, gdzie maluszek jednorazowo otrzymuje 3 wklucia zamiast jednego. Ja dla swojego synka wykupuję szczepionki skojarzone (u nas koszt jednego szczepienia ok. 400 zl, ale słyszałam, ze w niektórych aptekach taka jednorazowa szczepionka kosztuje nawet i 800 zl). I wiem jak nasz synek, a i my rodzice cierpimy za każdym razem - przy każdym takim szczepieniu, a co dopiero za terror musi przechodzić dziecko z trzema takimi wkluciami :( Wiem, że nie każdego stać na takie szczepionki, ale ja jestem w stanie "odjąć sobie od ust" i odłożyć pieniądze, niż moje dziecko miałoby tak cierpieć. Nie rozumiem czemu NFZ skazuje maluszki na takie cierpienie, podczas gdy w innych krajach UE szczepionki skojarzone to standard. Oczywiście u nas samo szczepienie odbywa się w przychodni bez żadnych dodatkowych opłat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba trochę przesadzasz z tym cierpieniem... Też szczepię na NFZ i pewnie moje dzieci płakały i było mi ich szkoda, ale tak samo jest mi ich szkoda, gdy są chore, z resztą jeśli czemuś nie ufam to właśnie tym szczepionkom skojarzonym. A wracając, czy dziecko po NFZ cierpi bardziej niż po skojarzonych? Nie sądzę. Największy ból to jest dla rodzica, który na to patrzy, bo dziecko zaraz zapomina. Dla mnie osobiście najgorsze bylo, kiedy mój wtedy 2 tygodniowy synek trafił do szpitala na tydzień i leżał z wkluciami w tym czasie, bo tak przyjmował antybiotyk. A zaczęło się od zwykłego kataru i bardzo szybko przeszło w zapalenie oskrzeli. Na całe szczęście nigdy nie miałam problemu z kolkami, ale wiem, że wiele mam ma z tym problem i nie wiedzą, jak sobie poradzić.

      Usuń
  5. Nie porownujmy szczepień do chorób i pobytów w szpitalu. To dwie bardzo różne rzeczy. A tym bardziej odczuwanie bólu, cierpienia, itd. jest diametralnie różne.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...