27 cze 2016

REWOLUCJA na głowie! Dekoloryzacja i ombre

Witam cieplutko!



U mnie zupełna rewolucja na głowie! Pod wpływem namowy mojej Mamy zdecydowałam się zająć konkretnie moimi włosami. Od grudnia nie farbowałam się na kolor rudy. Przez pół roku dwa razy próbowałam pokryć rude włosy ciemnym blondem, zbliżonym do naturalnego. Za każdym razem kolor się szybko wypłukiwał i niestety cały czas miałam odrost mysi + rude sprane włosy.



Teraz moje włosy przeszły kompletną metamorfozę. Przez 4 godziny miałam dekolaryzację i farbowanie dwoma kolormai.
Dekoloryzacja była wodą 6%. Farbowanie: góra kolor na poziomie 7 a na dole 8 i 9. Niestety nie znam marki i dokładnych numerów.

włosy póki co nieywglądają na zniszczone ale to zawsze wychdozi z czasem. Po zabiegu dekoloryzacji miałam zrobiony Olaplex- jest to zabieg regenerujacy włosy.




Póki co ejstem bardzo zadowolona. Nie spdoziewałam się, że tak łątwo mogę mieć ładny naturalnie wyglądajacy blond kolor na włosach, które były przez długi czas rude!

Jak Wam podobają się efekty?







***

Mój Instagram KLIK
Moje FOODBOOKi - KLIK
Mój kanał na YouTube - KLIK
wpisy o WEGANIŹMIE - KLIK

Pozdawiam,

19 cze 2016

Efekty diety od dietetyka (wegańskiej)

Witam cieplutko,



Dziś przychodzę do Was z moją opinią i efektami miesiąca na diecie ułożonej przez dietetyka (roślinnej). O całej wizycie i pierwszych refleksjach pisałam już TUTAJ i TUTAJ.


Co jadłam i czy się najadałam

Z tego, co wiem dobra dieta oprócz skuteczności charakteryzuje się też tym, że powinna być dopasowana do indywidualnego gustu osoby na diecie oraz tym, że nie powinno się być na niej głodnym. Oznacza to, że powinna być sycąca ale nie powinno się przejadać. Najlepiej jakby się nie miało na takiej diecie "zachciewajek" ale to już byłby nierealny ideał ;) Chodzi tu głównie o to, żeby po zakończeniu diety i przejściu na tzw. "zdrowy tryb odżywiania" - nie było efektu "jojo". Efekt jojo bierze się właśnie z tego, że dana osoba "głoduje" przez jakiś czas, a potem gdy puszczają hamulce diety je się dużo więcej niż normalnie by się zjadło.

Na swojej diecie byłam niestety często głodna ale bardzo smakowało mi to co jadłam :) Generalnie przepisy idealnie trafiły w mój gust. Każde śniadanie było dla mnie małą ucztą (owsianka z orzechami i bananem, jaglanka z truskawkami). Niestety po posiłkach nie czułam sytości, było to coś więcej niż niedosyt, raczej głód. Jadłam co trzy godziny i już po pierwszej godzinie po posiłku nie mogłam doczekać się następnego.



Efekty:
Łącznie schudłam 3 kg (w tym 2 kg tłuszczu z tułowia!)
Waga z 59 kg na 56 kg
Obwody -3 cm z brzucha (65 cm na 62 cm w talii)

Ogólna ocena :)
Moja ocena jest taka pół na pół.
Absolutnie nie krytykuję samej diety ułożonej przez dietetyka, czy samego dietetyka jako specjalisty, ale odnosząc się tylko do siebie samej - to uznałam, że to może nie być dla mnie. Zamykanie percepcji swojej osoby w cyfry, nie tylko wymiary czy kilogramy, ale też kalorie - sprawia, że czuję się źle sama ze sobą. Źle się czuję z tym, że nie mogę jeść na to na co sama mam ochotę i tyle ile mam ochotę. Rozumiem, że nie można się przejadać i jeść same niezdrowe rzeczy.
ale na moją oceną ma też wpływ stan zdrowia. Niestety okazało się, że znów bardzo skoczyły mi hormony tarczycy (mam niedoczynność tarczycy). Zostały zmienione mi leki, ale trochę potrwa zanim zaczną działać.

Podczas diety czułam się głodna i zmęczona. zarówno jedno i drugie może wynikać z zaburzeń hormonalnych. Gdybym po prostu "głodowała" na diecie, czyli kaloryczność byłaby za niska - to spadłaby mi waga nie tylko z tłuszczu ale i z mięśni. Ale według analizy składu działa spadł mi sam tłuszcz. Świadczy to o tym, że sama kaloryczność była dobrze dopasowana ale moje problemy zdrowotne bardzo wpłynęło na moje odczuwanie.

Zdecydowałam, że spróbuję jeszcze kolejny miesiąc. Kolejny miesiąc z nowymi lekami, ustabilizowaną tarczycą i zobaczymy jak to wyjdzie! :) 





***

Mój Instagram KLIK
Moje FOODBOOKi - KLIK
Mój kanał na YouTube - KLIK
wpisy o WEGANIŹMIE - KLIK

Pozdawiam,

4 cze 2016

Młoda mężatka na rynku pracy

Witam cieplutko,



Czy spotkałyście się kiedyś na rozmowie kwalifikacyjnej z pytaniem czy planujesz dziecko? Czy jesteś w ciąży? Czy zdarzyło się Wam, że nie zostałyście zatrudnione, ponieważ jesteście młodymi mężatkami?
Dziś przychodzę do Was z moimi przemyśleniami o szukaniu pracy w momencie, gdy jesteśmy świeżo po ślubie.

Młoda mężatka = "zły pracownik"

Osobiście w tym momencie nie szukam pracy, ale w moim otoczeniu dwie koleżanki szukają pracy. Jedna jest świeżo po ślubie, a druga jest od roku mężatką. Obie niestety nie mogą znaleźć pracy i prawdopodobnie decyzja pracodawców bierze się właśnie z faktu, że są one ledwo po ślubie. Skąd się to bierze? Wydaje mi się, ze jest taki stereotyp wśród polskich pracodawców, ze każda młoda kobieta jak tylko wychodzi za mąż pierwsze co robi to chce zajść w ciąże. W związku z tym szuka pracy tylko po to, aby mieć ubezpieczenie i stałą pensję, gdy pójdzie na "L4 ciążowe".

Dla mnie jest to krzywdzące zarówno dla kobiet, które nie chcą zaraz po ślubie mieć dziecka, jak i dla tych, które chcą mieć dzieci po ślubie, ale przy tym chcą rozwijać się zawodowo i nie traktują pracy jak "przechowalnia" i źródło dochodu na macierzyńskim.
Sprzeczne oczekiwania

Zauważyłam również, że pracodawcy mają sprzeczne oczekiwania. Z jednej strony zatrudniają młode kobiety, w wieku "rozrodczym", a z drugiej strony mają pretensje, że taka dziewczyna zachodzi w ciążę. Z jednej strony tacy "Panowie Prezesi" sami mają rodzinę, dzieci i żony, a z drugiej na młode kobiety po ślubie patrzą z perspektywy "naciągacza", który i tak długo nie popracuje i ucieknie na L4.

Nie jestem feministką, ale denerwuje mnie fakt, że mężczyzna po ślubie jest postrzegany pozytywnie jako taki bardziej stabilny pracownik, które zechce zarobić na rodzinę - a kobieta widziana jest jako potencjalny "pusty etat", który zaraz ucieknie na L4. Nie każda kobieta zaraz po zajściu w ciąże idzie na L4 (chyba, że ma problemy zdrowotne ale to co innego) i nie każda kobieta chce tracić możliwości rozwoju zawodowego przez to tylko, że zaszła w ciąży.

Trendy z Zachodu

Mam wrażenie, że taki sposób myślenia pracodawców nie ma swoich korzeni w polskim podejściu do kobiet czynnych zawodowo. W czasach PRLu normalnie była postrzegana kobieta pracująca, która zachodzi w ciąże, a potem wraca do pracy. Taki negatywny sposób widzenia kobiety na rynku pracy po jej ślubie - bierze swoje początki z wpływu "Zachodu". Zachodni pracoholizm wyklucza macierzyństwo i czasowe wyłączenie pracownika z czynnej pracy. Kobieta na "L4 ciążowym" czy na macierzyńskim postrzegana jest jako zbędny i przynoszący tylko straty pracownik.

Niestety ani nasz rząd, ani nasi polscy pracodawcy nie pomagają młodym ludziom podjąć decyzji o rozszerzeniu rodziny. Jest to naprawdę przykre i demotywujące.
A co Wy o tym sądzicie? Może macie inne doświadczenia?



***

Mój Instagram KLIK
Moje FOODBOOKi - KLIK
Mój kanał na YouTube - KLIK
wpisy o WEGANIŹMIE - KLIK

Pozdawiam,

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...